Co na oparzenia słoneczne? Nie tylko domowe sposoby!

Chyba nie będę dobrze wspominać naszych tegorocznych wakacji. Dużo by opowiadać, a ja nawet nie chcę do tego wracać. Ale wydarzyło się chyba wszystko złe, co tylko mogło ;). No i oczywiście szukałam też odpowiedzi na pytanie: co na oparzenia słoneczne! Bo jak zwykle wróciłam z wakacji POPARZONA! Co się u mnie sprawdziło? Już opowiadam!
Co na oparzenia słoneczne? Moje hity!
Nauczona doświadczeniem z poprzednich lat uznałam, że w tym roku kryję się przed słońcem ile się da! Postanowiłam też zapobiegać zamiast leczyć, to też zaopatrzyłam się w kremy z filtrem SPF50. Chroniły mnie one dość długo, ale w pewnym momencie posmarowałam stopy i ramiona niedokładnie i to właśnie tam “dopadło” mnie ostre słońce, czego skutki odczuwam po dziś dzień.
Zatem co na oparzenia słoneczne? ZAPOBIEGANIE! Ale takie konkretne, a nie tu capnę kremikiem, tam capnę.
No a kiedy już zdarzy się naprawdę taka sytuacja, że i Wam wylezą bąble z ropą, trzeba będzie interweniować.
Ja po powrocie do domku od razu nałożyłam na spalone miejsca aloesowy żel, który nawet przyniósł mi ulgę w bólu i schłodził mocno rozgrzaną skórę.
Ale następnego dnia musiałam już dość często nakładać Panthenol w piance. W aptece znajdziecie takie o różnym stężeniu. Polecam od razu wziąć tę z 15%.
Polecano mi też AKUTOL – to taki opatrunek w sprayu, który rzeczywiście sprawdził się podczas kolejnych wyjść na słońce. Ja wprawdzie już kryłam ramiona pod grubą warstwą ubrań, ale grzejące słońce i tak mocno urażało skórę.
Na oparzenia słoneczne – schładzanie
Dużą ulgę przy oparzeniach słonecznych przyniosło mi też schładzanie rozgrzanych miejsc. Najpierw zimnym prysznicem, a później również jako okłady z kefiru i maślanki.
Dziś mija 4 dzień, a mnie nadal wszytko boli. Nienawidzę słońca! Tyle mam Wam do powiedzenia ;). To zdecydowanie nie moja bajka!
A Wy koniecznie uważajcie na siebie w te wakacje i pamiętajcie, że słońce zawsze jest zdradliwe. Nawet wtedy, gdy nieśmiało wygląda zza chmur!