Wszystko i nic

Dziadek do orzechów i cztery królestwa – czy warto iść?

Wczoraj, dość spontanicznie wybraliśmy się do kina. Trudno o coś naprawdę wbijającego w fotel ostatnimi czasy. Wszystko, co oferuje Gnieźnieński Helios jest dość przeciętne. Zajawka filmu: Dziadek do orzechów i cztery królestwa – zrobiła na mnie wrażenie. Spodziewałam się, że film będzie prawdziwie magiczny a ja nie wyjmę ani na chwilę telefonu z torebki. Jak było w rzeczywistości?

Dziadek do orzechów i cztery królestwa – czy warto pójść?

Jeśli chcecie już teraz poczuć ducha Świąt, to na pewno, bo opowieść jest zachowana w klimacie świątecznym. To wersja mocno nowoczesna, która niekoniecznie spodoba się fanom oryginalnego wydania dziadka do orzechów.

Muszę przyznać, że obsada aktorska jest fenomenalna. Niezależnie od tego czy sama opowieść wbija w fotel czy nie, aktorzy odwalili kawał dobrej roboty wcielając się w swoje role.

Jak przystało na historię rodzinną, która ma pozostawić po sobie jakiś morał, mamy tutaj postacie dobre i złe. Co ciekawe, widz od samego początku ufa niewłaściwej postaci – przykład dosłownie jak z życia wzięty. I tutaj idealnie sprawdza się przysłowie -kto pod kim dołki kopie, ten sam w nie wpada. Ale do rzeczy..

Historia zaczyna się od…

Wieczoru wigilijnego. Kiedy to ojciec trójki dzieci wręcza im prezenty przygotowane przez ich matkę, która w nieznanych okolicznościach zmarła. Ponieważ na twarzach bohaterów maluje się niegasnący ból stwierdzić można, że jej śmierć to temat dość świeży.

Rodzina niby idealna, 2 córki, syn i ojciec, który chciałby sprostać wszystkim oczekiwaniom swoich dzieci ale jest zbyt smutny i rozbity by tego dokonać. Zwłaszcza, że część z jego potomstwa w pewnym sensie – może trochę podświadomie – obwinia go o śmierć matki. Ojciec jednak stara się żyć normalnie, i zabiera dzieci na świąteczny bal.

To właśnie tam zaczyna się prawdziwa przygoda – kiedy jedna z jego córek trafia do magicznego świata, w poszukiwaniu klucza niezbędnego do otworzenia prezentu od jej matki. Okazuje się, że ów klucz pasuje nie tylko do zabawki, którą dostała, ale również do stworzonego przez kobietę urządzenia, które potrafi tchnąć życie w każdą zabawkę.

Dziewczyna jest przekonana, że walczy ze złem po czym okazuje się, że jednak każdy kij ma dwa końce. Zwrot akcji jest naprawdę niespodziewany. I choć sam film sprawia wrażenie czegoś w rodzaju Opowieści z Narnii i po części Piotrusia Pana, to jednak ogląda się naprawdę fajnie. Może nie wbija w ten fotel, ale da się wysiedzieć do końca, nie spoglądając nawet zbyt często na zegarek.

dziadek do orzechów i cztery królestwa

dziadek do orzechów i cztery królestwa

dziadek do orzechów i cztery królestwa

dziadek do orzechów i cztery królestwa

Po pierwszych scenach pomyślałam, że to opcja bardziej dla dziewczynek, ale gdy patrzyłam na Fila z otwartą szeroko buzią, który zachwycał się każdym kolejnym wątkiem stwierdziłam, że to fajny film rodzinny – nie tylko na ten okres przedświąteczny. Morałów w zasadzie jest wiele. Jednym z nich jest myśl, że warto ufać sobie. Że tak naprawdę wszystko czego potrzebujemy jest w nas samych. Że możemy wszystko, jeśli tylko się odważymy. Ekranizację, za całokształt, oceniam na mocną ósemkę w skali dziesięciopunktowej. Przyznaję jednak, że nie łatwo mi dogodzić w kwestii kina, dlatego serdecznie polecam Wam ten film bo ” Dziadek do orzechów i cztery królestwa ” to historia naprawdę wyjątkowa.

Udostępnij: