Wyciszenie przed snem – gry na dobranoc

Przyznam się Wam bez bicia, że ostatnio wszyscy padamy jak muchy w naprawdę śmiesznych godzinach. No bo kto to widział, żeby dwie dorosłe osoby – tak naprawdę w sile wieku – zasypiały jak niemowlęta zaraz po dobranocce albo nawet tuż przed nią? Zmęczenie materiału – i to okrutne – nas dopadło. Wyciszenie przed snem nie jest nam absolutnie potrzebne, czego jednak nie można powiedzieć o moich Pierduśnikach, którym to emocji i w szkole i w przedszkolu nie brakuje. Co robimy, by spokojnie zasnęli i nie prosili sto razy o wodę, czy też nie robili sobie pierdyliarda wycieczek do toalety wieczorową porą?
Wyciszenie przed snem
Wydawać by się mogło, że wszystkie te rytuały typu kąpiel codziennie o tej samej porze, czy też czytanie książeczek na dobranoc to takie triki na dobry sen dla maluszków. Moje Bąki mają już 6 i 8 lat a wierzcie mi – dalej potrzebują tych wszystkich “elementów codzienności”. I choć byśmy padali na pysk – taaaak.. nam też się zdarza 🙂 a mi to nawet częściej niż wtedy, gdy było nas jedynie troje – to staramy się zachować tą rutynę.
Szczerze jednak przyznam, że zanim przechodzimy do zabaw wyciszających i na koniec sięgamy po książeczkę, to wcześniej próbuję jeszcze te moje Łobuzy trochę zmęczyć. A co tam – tak na lepszy sen 🙂
Jeśli pogoda dopisuje, to robimy sobie rundkę wokół osiedla 🙂 To dużo przyjemniejsza opcja “wietrzenia” niż samo otwieranie okien przed spaniem.
A po powrocie kolacyjka, i planszówki. Kupujemy gry planszowe dla dzieci na allegro – ceny są fajne, więc i zapas tych gier mamy spory. Dzięki temu wieczorem jest zero bajek, grania na konsoli czy tabletów, bo to akurat nie jest “mądre męczenie materiału” 😉 No i przy okazji, chciałabym polecić Wam dzisiaj dwa tytuły dla dzieciaczków już od 3 lat.
Gry na dobranoc – zacznijmy od “Polowanie na skrzaty“
Niby nie jestem fanką gier karcianych, ale ta jest wyjątkowa. Tutaj nie ma standardowego siedzenia przy stole, jest ruch i elementy rywalizacji trochę połączonej z zabawą w chowanego, w ciepło zimno i .. w sumie to można by ogarnąć jeszcze całkiem sporo porównać ale… po co? Polowanie na skrzaty to coś, co powinien mieć w domu każdy rodzic ruchliwego Pierduśnika. A jeszcze lepiej, jak tych Pierduśników jest więcej. Moje chłopaki super bawią się i w dwójkę, natomiast ja często zabieram tą grę do Dobrze się baw, i tam korzystamy z pomysłowości autora większą ekipą.
Sprawdza się nawet na większych eventach. Przy grach terenowych ale spokooojnieee – jak nie macie ochoty wychodzić, to wystarczy Wam jedynie m4 i też zabawa będzie przednia. Sama gra polega tak naprawdę na tym, by odnaleźć wcześniej schowane skrzaty. Wyobrażacie sobie, ile może dać frajdy np dzieciakom z przedszkola?
Na kartach z krasnalami są oznaczenia. Jest to taka sugestia odnośnie punktacji, bo jeden krasnal jest “droższy” od drugiego 😉 No i uwaga.. jeśli na karcie jest jeden skrzat – to musi być ją widać tak o, w całości. Przy dwóch skrzatach, połowę karty można schować. A przy trzech – chowamy ją całą. Także jak widzicie poziom trudności rośnie wraz z ilością skrzatów.
Poszukiwania rozpoczynają się po oficjalnym okrzyknięciu ich startu i trwają określony czas – chyba,że wszystkie zostaną zebrane wcześniej. Na koniec wszyscy uczestnicy zabawy zliczają ile punktów udało im się uzyskać.
Niby taki banał a naprawdę nawet ja często wkręcam się w zabawę. A ile śmiechu jest, kiedy pochowam dzieciakom karty wcześniej, a później sama zapomnę gdzie 😀 To jest zdecydowanie taka gra, która można wykorzystać jeszcze przed kąpielą, bo nawołuje do ruchu i aktywności wszelakiej.
Pewnego razu – fajna gra “do łóżka” 🙂
Powiem Wam, że to jest nasz hit. Bo gramy w nią nie tylko tak jak opisano w zasadach, ale też po swojemu. W sumie to ogranicza nas tutaj tylko wyobraźnia, i to dosłownie 🙂
Moje Pierduśniki to bajkopisarze ale przyznaję, że ja też lubię się bawić słowem. Zawsze lubiłam, więc mogę się przy okazji tej gry wyżyć jakoś artystycznie. Chłopcy wolą, gdy czytam im bajki – choć uwielbiają też zabawy we wspólne ich tworzenie. I zanim jeszcze dowiedzieliśmy się o istnieniu tej gry, tak właśnie robiliśmy. Co wieczór tworzyliśmy własne historie – kawałek, po kawałku, na przemian.
Teraz – pomaga nam w tym gra, i kolorowe kafelki, które wręcz wymuszają w nas kreatywność. Wyjmujemy ją zawsze po kąpieli, kiedy Łobuz “dosuszają”w moim łóżku włosy 😉 Wtedy powstają niestworzone historie.
Grę testowałam też z maluszkami podczas zajęć u nas. Chwyciła nawet u 2,5 latka – także polecam z czystym sumieniem. Fajne jest to, że kartonik nie jest szczególnie duży, to też gra nie zajmuje dużo miejsca, zatem jest łatwa w przechowaniu.