Dzieci rok po roku – wyzwanie dla rodzica, czy najzwyklejsza codzienność?

Dzieci rok po roku? O Matko Bosko! Tak często słyszę.. Może to hormony, ale często, gdy spotykam kobietę, która ma zostać mamą po raz drugi, albo i kolejny – bo i tak się zdarza – z zaskoczenia, raczej nie jest zbyt zadowolona z tego stanu rzeczy. No bo jak to tak, przecież to pierwsze często jeszcze przy piersi, nieszczególnie radzi sobie z czymkolwiek, z pieluch nie wyjdzie jeszcze długo a przed tą Matulą perspektywa “podwójnej kupy” i spacerów z dwójką, a nie z jednym. Oczy dookoła głowy! Jest się czego bać! Seri0! Bo po co ściemniać, że będzie łatwo. Nie będzie. Ale wszystko da się pogodzić. I wszystkiego nauczyć!
Dzieci rok po roku – prawdzie wyzwanie?
Między moimi Bąkami są równo dwa lata różnicy. No.. dwa lata, i 10 dni. Także kiedy urodził się Feli, Miko już śmigał sam. Wprawdzie dalej miał pampka na dupalu, ale był już na tyle samodzielny, że nie tylko nie przeszkadzał, ale i pomagał w różnych, domowych obowiązkach. Także tych, związanych z pielęgnacją młodszego brata.
Generalnie, od początku się lubili. Dopóki młody nie zaczął dużemu podbierać zabawek. Wtedy, zaczęła się taka rodzicielska prawdziwość – i poczułam, że naprawdę jestem mamą dwójki.
Nie zapomnę też sytuacji, kiedy to poszliśmy sobie razem na spacer – ja, już jako samodzielna mama. Młody w wózku, duży obok. Przechodzimy przez pasy. Nagle Filowi wypada smoczek, pochylam się więc żeby go podnieść i szybko śmignąć na drugą stronę ulicy, zerkam w jego stronę, a ten “wisi” przy wózku – o mało co z niego nie wypadł. Przy okazji Miko zdążył już przebiec na drugą stronę, a ja tylko widziałam nadjeżdżające auta. Wtedy pierwszy raz naprawdę się przestraszyłam i pomyślałam nawet, że nie ogarnę. Ale ogarnęłam cały ten majdan, choć mieszkaliśmy na 3 piętrze, po zakupy wychodziliśmy codziennie, i zawsze znosiliśmy na dół wózek, który ważył całkiem sporo. Ale to były dwa lata różnicy, nie rok. Dzieci rok po roku to – jak sobie wyobrażam – jeszcze trudniejsza codzienność.
Wczoraj spotkałam Matkę Polkę
Znam ją od dawna. Kiedyś nawet byłyśmy przyjaciółkami – bo chyba tak można nazwać tą relację, skoro znałyśmy wszystkie swoje sekrety, i chętnie się nimi ze sobą dzieliłyśmy. Zawsze wiedziałam, że będzie dobrą Mamą. Tak jakoś podświadomie. I się sprawdziło. Ona nie jest mamą dwójki – była, jeszcze miesiąc temu. Teraz ma trójkę dzieci. I to rok po roku praktycznie. I wiecie co? Uśmiechnęłam się, jak tak na nich patrzyłam. Dwa, rozbrykane chłopaczki biegały w mrozie po placu sprawiając, że oczy dookoła głowy to za mało. W wózku – bliźniaczym – mała kruszynka, urodzona miesiąc temu. Płakała. Bo było zimno, bo głodna, bo bracia hałasowali – w czym pomagali niestety też moi Chłopcy. Zapytałam, czy pomóc jej wejść na górę – a Ona, że nie .. że dopiero wyszli, bo śmieci trzeba było wyrzucić, i w sumie miała pomoc siostry. Więc szkoda jej tak od razu wracać na górę.
Też by mi było szkoda. Gdybym wcześniej przez pół godziny ubierała tą całą ferajnę – spocona cała przy okazji. A jak już bym się zgramoliła z tego – też – trzeciego piętra, pewnie odetchnęłabym z ulgą (znów, jak kiedyś) Dzieci rok po roku, to niezłe wyzwanie, ale prawda jest taka, że coś, co wydaje się być tragikomedią, szybko staje się codzienną rutyną.