Wszystko i nic

Gdzie byłam, jak mnie nie było?

Nie wyrabiam. Od kilku tygodni nie mogę nadążyć z odpisywaniem na wiadomości. Nie podejmuję się też nowych współprac bo wiem, że nie byłabym w stanie – na tym etapie – dać z siebie tyle, ile bym chciała. Nie ma mnie. Po części. Bo tak naprawdę jestem DUŻO. I w wielu miejscach. Gdzie byłam, jak mnie nie było? Co się u nas ostatnio działo? Już spieszę, z wytłumaczeniem.

Kończy się czerwiec

A ja tu do Was nie pogadałam ani razu. Korzę się. Przed sobą chyba najbardziej, no bo jak mogłam? Olać trochę miejsce, dzięki któremu dzieje się tak dużo. Które zaprowadziło mnie na najlepszą z możliwych dróg. Wracam. Chciałabym pisać więcej. Częściej. Ale nie na siłę. Chciałabym wrócić do vlogów – bo były dla mnie motywacją do działania.

Ale nie do końca się odcięłam. Rozwijam mocno profil na IG (bo jeśli jeszcze ktoś z Was nie wie melduję, iż Instagram to potęga. ). I całkiem mi tam dobrze. Szczególnie, gdy po nagraniu Instastory, tylu z Was nawiązuje ze mną kontakt poprzez szufladkę. I Love U all – bez kitu. Dajecie mi siłę. I ja też chętnie Wam coś za tą siłę dam. Już niedługo.

No dobra.. ale gdzie byłam?

To dla mnie mocno absorbujący czas. Ogarniałam swoje pierwsze, w stu procentach samodzielnie szkolenie – tak, ja je prowadziłam.

Urządzałam redakcyjne biuro. Nie sama. Z paczką PRZYJACIÓŁ. Najlepszych. Najcudowniejszych pod słońcem. Pan R. to jest w ogóle ewenement, dziwię się, że ze mną wytrzymuje, ale to takie absolutne porozumienie dusz, jakiego wcześniej nie znałam. I tu, mógłby pojawić się elaborat na pierdyliard kartek nt. tego co nas łączy. Ale, jak już wielokrotnie się przekonałam, ktoś musi mi bardzo zazdrościć takich najlepszości, bo zawsze gdy za bardzo się ujawniam, coś złego się wydarza. Zostawiam więc swoją najlepszość dla siebie – bo jest mi zbyt droga.

A samo miejsce UWIELBIAM. Kocham miłością bezgraniczną. I wracam tam codziennie z zapałem do pracy, i nowymi pomysłami. Mogłabym tam żyć. Spać, mieszkać, urzędować od dnia do nocy, i od nocy do dnia. Jest moje. NASZE. Całej  naszej paczki, i gdyby któregoś z nas w niej nagle zabrakło, to byłaby rozpierducha taka, że fundament by się posypał. Ale i to zostawiam dla siebie – bo “dobrych dusz” nie brakuje. Za to z Wami podzielę się murami. Ścianami. Kolorowym balonem. I jeszcze szampanem, co mi wieczór parapetówkowy osłodził na tyle, że upiłam się 3 razy, i dwa wytrzeźwiałam. Na wesoło!

 

To nie wszystko rzecz jasna

Bo ostatnie tygodnie to też plebiscyt “Pocztówka z Gniezna”. Zakończenie roku u Mikuli. Milion planów, i etat. I tenże etat właśnie, choć tak “wolny” i nie ograniczający mnie w żaden sposób, kilka dni temu “powiedział mi” – przestań się sprzedawać.

Wystarczy! Ja już nie chcę. Wiem dużo. Nie mniej potrafię. Wiem, że nie jeden z Was mógłby się ode mnie uczyć. I ta myśl teraz nie daje mi spokoju. Miał być minimum rok, ale ja już wiem , że to będzie krócej. Bo z coraz mniejszą radością robię coś dla kogoś. Ja chcę tylko dla siebie. Dla nas. Z możliwością stworzenia miejsc pracy dla tych, na których się nigdy nie zawiodłam. Rzucam więc sobie wyzwanie! I dziś, na naszej redakcyjnej naradzie podjęłam pewne decyzje.

Po pierwsze- nasz Piknik z blogującą Mamą znów się odbędzie. 3 września. Tam, gdzie zawsze, ale inaczej, i z innymi ludźmi. I nazwa się zmieni. O tym już niedługo.

Po drugie – dzień wcześniej, zapraszam Was do Gniezna. Bo tutaj przywitam 200 twórców internetowych na evencie jakiego jeszcze nie było. Z merytoryczną wiedzą, i całą masą atrakcji. Po mojemu. Inaczej niż reszta.

Po trzecie – już niedługo, zacznę się z Wami “spotykać” w zupełnie inny sposób. Dając Wam wiedzę, która pozwoli Wam korzystać z nieograniczonych możliwości internetu, i inne korzyści – MATERIALNE.

To ten moment. Ta chwila, kiedy ja czuję, że już muszę, bo inaczej się uduszę. Jestem na to gotowa. A z moją dzielną i wierną ekipą, żadna kłoda rzucana mi pod nogi nie jest mi straszna. Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego. Idzie nowe. Jeszcze o mnie usłyszycie.

 

Udostępnij: