Ckliwie

Chwytaj dzień!

Kiedy kończył się ubiegły rok wchodziłam w ten nowy z pewnymi obawami. Jasne, że miałam nadzieję, że wszystko się poukłada, że kiedyś wreszcie uporządkuję do końca wszystkie zaległe sprawy i odzyskam spokój. Mówiłam sobie już wtedy – chwytaj dzień! Ciesz się każdą sekundą, żadna przecież się nie powtórzy. Mówiłam, ale nie umiałam. Przytłoczona codziennością, która mnie przerastała – i to na każdym kroku – nie cieszyłam się z płatków śniegu ani z kolejnego wschodu słońca. Każdy dzień był dla mnie taki sam. A ja marzyłam o tym, żeby zapaść w jakiś zimowy sen i obudzić się dopiero wtedy, gdy cały ten wyścig szczurów się skończy.

Już nie pamiętałam jak to jest. Zagubiona w labiryncie, który prowadził do nikąd. Wciąż z komputerem na kolanach  – nie dla przyjemności. Z konieczności. Praca, którą znienawidziłam. I siebie przez nią też. Ciągły wkurw – na wszystko i wszystkich.

Nie miałam ochoty iść na plac zabaw

Bo nerwowo spoglądałam zawsze na zegarek licząc ile tekstów mogłabym w tym czasie napisać. Setki tysięcy znaków na ten sam temat. OKROPNOŚĆ! Nigdy nie planowałam zostać specjalistą od przedłużania męskiego przyrodzenia. Piersi też mam całkiem spoko – to chyba jedyna część mojego ciała,  względem której nie mam żadnego kompleksu.
Zyskałam sporo wiedzy na wiele różnych tematów. Wiedzy, która nigdy w życiu mi się nie przyda. Ale też takiej, którą wykorzystuję przy własnych projektach więc bez zastanowienia mogę rzec, że wszystkie te lata “rycia w precelkach” zaowocowały tym, że teraz czuję się kimś w całym tym świecie marketingu internetowego. Sama postawiłam pierwszego wordpressa – w sierpniu miną trzy lata od tego pamiętnego dnia. Nie pamiętam już nawet jak to zrobiłam ale to, że zajęło mi to cały dzień (jedna, prosta rzecz, która była dla mnie wtedy jak czarna magia) będę pamiętać już zawsze.
Uczyłam się rozkręcania swojego biznesu na własnych błędach – z pomocą kogoś, kto był wówczas dla mnie bliski. Wiem, że już nie będzie. Bo ludzie przychodzą, i odchodzą. A ja nauczyłam się brać to na klatę i przestałam się tym przejmować. Bo liczy się tu i teraz, nie wczoraj.  Ja się liczę. Oni się liczą.  I jutro się liczy. A jutro będzie zawsze takie, jakie zechcę żeby było, i na jakie sobie zapracuję.

Chwytaj dzień!

Te słowa zawsze mam gdzieś w tyle głowy. I zawsze tak chciałam. Ja lubię żyć chwilą, czasami nawet nie myśląc o konsekwencjach podejmowania spontanicznych decyzji. Lubię, i nigdy nie żałowałam. Bo zwykle jedna chwila była dla mnie cenniejsza od dziesiątek późniejszych niepowodzeń.

Na jakim etapie teraz jestem?

Na takim, że piję wreszcie ciepłą herbatę. Że jem śniadanie ZAWSZE godzinę po przebudzeniu. Że się do siebie w lustrze uśmiecham i nie buczę wiecznie na Bąki. Że kiedy wybija godzina zero to mknę po nich do przedszkola nie myśląc znów ” rany Boskie, dlaczego to już”. A później jeszcze chwytamy się za ręcę, i nie odmawiam gdy chcą iść na plac zabaw. Idziemy. A ja siadam na ławce i przyglądam się jak się bawią myśląc jedynie o tym, że tak niewiele im do szczęścia potrzeba, a ja tego nie widziałam. NIE SŁUCHAŁAM własnych dzieci bo nie miałam na to czasu. Wiecznie sfrustrowana ciągle na nich buczałam a oni chcieli tylko, żebym czasem kolo nich usiadła. Pochwaliła jak łączą kropeczki cyferka po cyferce, i zagrała z nimi w klasy. Pewnie, że wciąż mam czasem ochotę zamknąć ich w piwnicy 😉 I ZAWSZE już pewnie będę marudzić, że to takie niegrzeczne i w ogóle chcę czasem zrobić sobie od nich wolne. Ale ja chłonę teraz ten czas z nimi. Wreszcie zaczynam cieszyć sie macierzyństwa – a przez ostatnie miesiące (choć niewiele osób o tym wie) nienawidziłam tego. NIE CIERPIAŁAM być Matką.

Ale moja doba jakby się wydłużyła..

Bo spotkałam na swojej drodze nieprzypadkowe osoby. Pierwszą już na koniec października, ubiegłego roku. Podobno miała do wypełnienia jakąś misję 🙂 Mam wrażenie, że ta misja już się zakończyła. Przestałam żyć jego życiem, a on moim. Każde z nas dostało od losu nową szansę, i oboje te szanse na maxa wykorzystujemy. Wiedziałam, że kiedyś przyjdzie taki czas. Ale nie tęskniłam za tą myślą. Teraz tęsknię za Nim.. Bo to On sprawił, że jestem tu, gdzie jestem. Ale ja wiem, pierwszy raz w życiu wiem, że nawet jeśli przestaniemy mówić sobie codziennie dobranoc (to chyba juz się stało) to gdy spotkamy się  po kilku tygodniach czy miesiącach ja i tak będę miała wrażenie, że dopiero co przytulił mnie na pożegnanie.
To On mnie nauczył, że nie można się wiecznie bać. On dał siłę, żeby walczyć o swoje. Pokazał mi dobrą drogę. Nie pytał, gdy nie chciałam mówić – a ja i tak wiedziałam, że wie. Zaufał – tak mocno jak nikt inny. Nauczył mnie ludzi. TAK! Bo ja ich nie znałam. I wiecie.. to właśnie z nim kojarzy mi się teraz łan zboża (kto nie czytał Małego Księcia? 🙂 ) I zawsze już będzie.. Choćby nie wiem co 🙂 PRZYJACIEL. Długo zastanawiałam się po co przyszedł. Ale już od dawna wiem.

Koniec podsumowania?

Nie! To dopiero początek. Bo to, co wydarza się teraz również zaczęło się jeszcze w ubiegłym roku. Nie byłam jeszcze wtedy świadoma, że dzięki krótkiej wymianie zdań z kimś (nie)przypadkowym za kilka miesięcy będę mogła naprawdę powiedzieć sobie  – chwytaj dzień ! To Twój czas!
Dzisiaj mogę. Dzisiaj, w dniu moich 31 urodzin, pierwszy raz od nie pamiętam kiedy mogę powiedzieć  – JESTEM SPOKOJNA. Czy Wy wiecie, co ja teraz czuję? PIERWSZY RAZ od prawie 10 lat ja JESTEM SPOKOJNA. O siebie.. o Nich… o jutro.
Spokojna, i szczęśliwa. Tak bardzo, że nie liczę dni. Ani godzin 😉 i lat też dziś nie liczę. Ja po prostu mam czas. Ja mogę, a nie muszę. Jestem tak bardzo WOLNA.. Wolna jak ptak, który kiedyś był zamknięty w klatce (wcale nie złotej). Chwytam dzień! Tak, jak zawsze chciałam.
I szumi mi w głowie od nowych pomysłów i wiem, że nim skończy się rok, o dziesiątkach rzeczy będę Wam mogła jeszcze opowiedzieć. I opowiem! Bo teraz będzie już tylko dobrze. NARESZCIE.
Mam już PRAWIE wszystko. Jednej rzeczy mi tylko brakuje. Ale mocno wierzę, że i na ten szczyt uda mi się wejść i kto wie? Może przy okazji podsumowania w ramach 32 urodzin (już za rok) powiem Wam, że marzenia jednak ZAWSZE się spełniają. Tylko trzeba w nie mocno wierzyć 🙂
A dzisiaj.. Nie boję się jutra.. Gdyby nie On to.. 🙂  (heh.. jak zwykle powie – ja nic nie zrobiłem 😉 )

Życzę Wam, żebyście i Wy, trafiali zawsze na takich ludzi, którzy przyjdą do Was z tą swoją misją. Słuchajcie ich wtedy. Nawet gdy będzie Wam trudno i kiedy będzie Wam się wydawąło, że nie jesteście w stanie przebrnąć przez trudne historie i nadmiar złych emocji zacznie Was przygniatać. WARTO! Zwątpiłam przez chwilę. I gdybym tak wtedy – w listopadzie czy grudniu pieprznęła kolejnymi drzwiami, wciąż martwiłabym się o  jutro. Ale mam swój łan zboża 😉 I chociaż wielu z Was doszukuje się teraz zapewne podtekstów – to mam to w nosie 🙂 I tego też mnie nauczył 😉 AMEN 😉

Udostępnij: