Chudnę z głową – słowo się rzekło

Na moim instagramie od kilku(nastu) dni królują charakterystyczne hashtagi: #chudnezglowa i #trizer. To nie przypadek, ani też żaden żart. Wielokrotnie szukałam mowytacji do tego, by coś w sobie zmienić. Zawsze znalazłam jednak jakieś “ale”, które było tak silnym kontrargumentem, że rzucałam wszystkie plany w cholerę i nie byłam w stanie wytrwać w swoim postanowieniu nawet jednego dnia. Ale dziś jest już 12 dzień mojej diety i mogę pochwalić się pierwszym małym sukcesem – a tym razem będzie ich znacznie więcej. Dlaczego?
Powodów jest wiele
Pierwszym z nich jest silna motywacja, wynikająca z pewnego celu, który baaardzo chciałabym osiągnąć. Nie wiem nawet czy ten cel jest dościgniony, i czy to będzie równa walka, ale powtarzam sobie zawsze, że jeżeli czegoś nie spróbuję, to się nie dowiem. Nie zdradzę Wam jaki to cel 🙂 Opowiem o tym dopiero wtedy, gdy (jeżeli), stanie się bardziej realny. A mógłby się takim stać – jeżeli się postaram. No dobra.. Ciii…. lecimy dalej z tym koksem. Dlaczego jestem tak pewna, że tym razem nie zrezygnuję z obranego celu?
Nie odchudzam się sama 🙂
A no… właściwie to mogłabym powiedzieć, że założyłyśmy (założyliśmy, bo jest wśród nas też jeden Facecik) taką grupę wsparcia. Każde z nas ma do zrzucenia inną ilość kilogramów. Każde z nas z chce poprawić w sobie coś innego ale wszyscy tak samo mocno chcemy wprowadzić do swojego życia zdrowe nawyki żywieniowe. Wprowadziliśmy. Dumna jestem i z siebie i z nich bo średnio wierzyłam w powodzenie całej akcji a tymczasem, wszyscy radzą sobie doskolane trzymając się ustalonego planu. A co to za plan?
Trizer
Słyszeliście kiedyś o suplementach diety? O spalaczach? Ja słyszałam wielokrotnie i zawsze mówiłam – eeeee, nie będę z tego gówna korzystać. Nie, i już. Nikt mnie do tego nie namówi. Mówiłam tak dlatego, że oczywiście słuchałam opinii dziwnych ludzików, którzy robią w internetach marketing szeptany. Wiecie o co loto, prawda? Właśnie. Jakieś 3 tygodnie temu – nie pamiętam już nawet jakim cudem – trafiłam na pewne forum. Miałam zamiar wygooglować sobie jakies zdrowe posiłki i chciałam sama zacząć walczyć ze swoją wagą ale trafiłam na wpis, w którym dziewczyna opowiadała o swoich wrażeniach dotyczących diety, którą dopasował jej dietetyk.
Oho.. fajna opcja. I w sumie to pamiętam, że jedna z naszych Ciotek się tutaj w Gnieźnie z dietetykiem odchudzała ale to był tak masakryczny koszt, że mnie na to nie stać. Bo jeszcze produkty do przygotowania posiłków trzeba było dokupić. Ale dziewczyna pisała też o tym, że skorzystała z mega taniej opcji, bo nie dość że dostała tabsy, to jeszcze dietę dopasowaną do jej potrzeb.
I wiecie co? Ja często działam spontanicznie. Tych spontanicznych decyzji NIGDY nie żałuję. Ta, była właśnie jedną z takich decyzji. Kupiłam Trizer’a. Nie dla samego suplementu. Dla tej diety właśnie. Kupiłam, przyszedł, dieta też dotarła. Poszłam na zakupy, i jeszcze tego samego dnia zmieniłam WSZYSTKO – dosłownie. Z Trizerem odchudzam się dokładnie 7 dni – ale wcześniej już trochę oczyściłam organizm tak w ramach przygotowania 🙂 W każdym razie dziś na wadzę –2 kg 🙂
Może nie jest to imponujący wynik (choć na tak krótki czas uważam, że jest), może to zbyt mały sukces, by cieszyć się nim jakoś szczególnie ale dla mnie znaczy wiele i wiem, że teraz już na pewno się nie cofnę:)
A najlepsze w tym wszystkim jest to, że chociaż niby liczę kalorie, to najadam się nawet bardziej niż wcześniej. W dodatku jem jak w najlepszych restauracjach no bo sami zobaczcie, czy odmówilibyście sobie takiego posiłku? 🙂 :
A to tylko mała próbka tego, co można znaleźć na naszych talerzach 🙂
Czy widzę jakieś inne pozytywy diety, plus spadku wagi?
A i owszem. I mogłabym pewnie wymieniać bez końca, ale opowiem o tych najważniejszych. Przede wszystkim – wyostrzyły mi się zmysły. Węch – kurczę. Ileż to ja syfu musiałam mieć w sobie, skoro po 2 tygodniach zdrowej diety odczuwam aż takie zmiany.
Dodatkowo czuję się też dużo lżejsza – 2 kilogramy na wadze to może nie dużo, ale ja mam więcej siły, energii, i nie dyszę już wnosząc zakupy po schodach (raanyyy.. czy Wy wiecie, że to TYLKO pierwsze piętro?)
No i plus, z którego najbardziej cieszą się moje Bąki 🙂 Bo ileż to razy się zdarzało, że prosili mnie o coś słodkiego wiedząc, że przecież rano kupiłam czekoladę. Yhy.. kupiłam. I była sobie. Cała. Miała być ich. Ale tak mnie kusiła, że jak już zjadłam kostkę, to wciągnęłam resztę. Grrrrr…. Od 2 tygodni, w lodówce leżą 4 czekolady 😀 było więcej – ale zjedli. ONI. Nie ja 🙂 Nawet na kawałek urodzinowego tortu Fila się nie skusiłam. I wcale mnie do słodkiego nie ciągnie. A jak mnie ciągnie, to sobie walnę jakiś koktajl owocowy z dodatkiem kakao – smakuje jak czekolada.