Bez kategorii

Historia pewnej znajomości..

Pokoik trzy metry na trzy.. Niewielkie okienko “okryte” gęstą firanką. Białą, jak mleko.. Nie trzeba było zasłaniać rolet, bo nie przebił się przez nią ani jeden promyk słońca. Odgłosy miasta to była jej codzienność. Poranne pianie koguta zastąpiło huczenie przejeżdżających tramwajów a codzienne mleko “sponsorowała” już wtedy biedronka – dobre, bo Polskie. Bułka na śniadanie, łyk kawy z mlekiem, i wyprawa przez pół miasta.. Siadała później w jednej z ławek, wsłuchując się w słowa ludzi sukcesu. Dalej nie wiedziała, czy to miejsce dla niej…

Chodziła swoimi ścieżkami i choć ciekawa była tego, co nieznane, nigdy nie odważyła się przekroczyć pewnej granicy. Jeździła tym samym autobusem, o tej samej porze. Nie oddalała się od przystanku..
Głośny był ten jej nowy świat. I niecierpliwie wyczekiwała weekendów, kiedy mogła zabrać kilka swoich szmatek i zostawić to, co nijak nie wpasowywało się w jej oczekiwania.
Wszystko takie obce.. nawet Ci ludzie, których od teraz widywała na co dzień. Niechętnie wracała do małego pokoju wiedząc, że kiedy już się w nim zamknie, dzień się dla niej skończy, mimo wczesnej pory.
I żal jej było.. tak cholernie żal tego, co zostawiła.. czego nie doceniała nigdy wcześniej.
…………………………………………

On też żałował.. wielu rzeczy. I chociaż uważał, że zrobił już tak wiele złego, bił kolejne rekordy. Wstydził się ich. Ale nie był wtedy sobą.
I jak ona, chodził zawsze własnymi drogami. Jeździł tym samym autobusem, o tej samej porze. Nie oddalał się od przystanku.
………………………………………….

Dziś stali obok siebie. Słońce od kilku dni sobie z nich żartowało. Upalne poranki, zimne i deszczowe popołudnia. On, zawsze w tej swojej skórzanej kurtce. Ona ciągle ‘na krótki’. Było chłodniej niż zwykle.
Kilka wielkich kropel, burza.. Przez pięć minut świat nie istniał.
“Wykręciła włosy”.. Spojrzała na swoje ubranie. Właściwie, mogłaby je zdjąć, i tak już wszystko widać.
Nawet z plecaka ociekała woda- nie martwiła się jednak notatkami. Bardziej  było jej żal nowych butów.

Usiedli razem na przystanku. Widziała go tyle razy, że mogłaby rzec, iż znają się z widzenia. Nie znała go! Dopiero teraz zauważyła, jak bardzo jest wysoki. Odsunęła się trochę myśląc, że pewnie chce położyć na ławce swój plecak. Usiadł bliżej niej.. Zdjął tą swoją charakterystyczną kurtkę i bez pytania okrył nią jej ramiona.

– zimno, co?- zagadał
– a no.. zimno..- odpowiedziała

Wymiana uśmiechów.. dalej nie znali swoich imion. Niby nic o sobie nie wiedzieli, a jednak rozmawiali ze sobą jakby byli dobrymi kumplami.

Podjechał autobus.. 20 minut podróży. Zawsze to ona siadała z przodu, On stawał gdzieś na tyle. Tym razem siedzieli razem – na środku.

– Zaraz wysiadasz, już oddaję Twoją kurtkę
– No co Ty, daj spokój. Przecież masz jeszcze kawałek. Przemokłaś zupełnie. Oddasz mi jutro.

Wysiadł.. a ona znów zamknęła się w swoim niewielkim pokoju sądząc, że kolejny dzień przeminął.
Ogarnęła się, jego kurtkę rzuciła na fotel.
Wzięła do ręki przemoknięte notatki i próbowała uchronić je przed rozmazaniem.

Kurczę! przecież dzisiaj piątek – nagle ją olśniło!  Miałam jechać do domu!!!

Zerknęła na kurtkę nieznajomego i trochę się zmartwiła.. Tak czy siak.. jutro zajęć nie ma! oddam Mu w poniedziałek- stwierdziła.

Spakowała ubrania i powędrowała w kierunku drzwi ale… właśnie! przecież nie zdąży wrócić przed zajęciami. Musi jechać bezpośrednio na uczelnię. Krok w tył, dopakowała kurtkę, i pognała na autobus.

……………………………………………….

Ale on, jak ona.. chodził zawsze własnymi drogami. Jeździł tym samym autobusem, o tej samej porze. Nie oddalał się od przystanku.

Tym razem zboczyli ze ścieżki.. Po raz pierwszy nie pojechała na weekend do domu. A może właśnie wtedy zdała sobie sprawę, że to jej nowe miejsce na ziemi?

c.d.n.

Udostępnij: