Bez kategorii

Mamo, pozwól mi dokonywać wyborów

Leci ten czas, jak szalony. Dopiero co zastanawiałam się kiedy moje Bąki zdecydują się opuścić swoją przytulną twierdzę (czyt. mega, giga, super duży brzuch ciążowy Matuli) a dziś już mają swoje zdanie co do wyboru skarpetek, tego co zjedzą na obiad i.. z kim chcą spędzić kolejne dni. Trudne są to czasami wybory, i nie zawsze podobają mi się ich decyzje, ale ja na nie pozwalam.. Bo kocham Ich najbardziej na świecie.

Kiedyś myślałam, że nie muszę odcinać tej niewidocznej pępowiny. Że skoro to MOJE DZIECI, to są MOJE. Tak zupełnie! Że ja wyznaczę im granice, których nie będą mogli przekroczyć i to ja będę zawsze decydowała o wszystkim, co ich dotyczy. Ja , i On – PT. Bo nie planowałam rozstania.
Czułam się pewnie wiedząc, że najedzą się butlą mleka modyfikowanego i radośnie sobie pogugają kiedy wyjdziemy na wspólny spacer.
Sama decydowałam w co ich ubiorę, sama też serwowałam im domowe obiadki, nie pytając wcześniej o zdanie na temat tego, co chcieliby akurat dziś zjeść.
Nie pozwalałam innym na współdecydowanie, nie słuchałam dobrych rad Matuli  czy Babci – bo przecież SAMA byłam WSZECHWIEDZĄCA. A Oni byli MOI.
Wydawało mi się to takie normalne, i oczywiste. Aż do czasu, kiedy z małych, obślinionych Bączków, moi Chłopcy przemienili się w całkiem sporych, ale dalej małych mężczyzn.
I nagle ta wcześniej uwielbiana przez nich sałata przestała im smakować – bo przecież to nie króliki, i “trawy” jeść nie będą. Chleb z pomidorem też odpada – bo zdecydowanie smaczniejszy jest ten, z “wyciągniętym”.
No i skarpetki…. bo jak to, Chłopiec ma zakładać czerwone? Nie ma mowy! Choćby nawet widniała na nich ulubiona Myszka Mickey.
Powoli zaczęłam zdawać sobie sprawę z tego, że choć ta nasza niewidzialna pępowina się jeszcze nie przerwała, to już powoli się rozpuszcza.
Dalej czuję z nimi tak samo silną więź, ale i trochę większy niepokój, bo teraz mogą się “oddalić”, a kiedy będą poza zasięgiem mojego wzroku, z łatwością zgubią się w codzienności.
I nachodzi mnie pewna refleksja, czy skoro teraz potrafię dać im prawo wyboru, będę umiała to zrobić nawet wtedy, gdy już nie będziemy tak silnie złączeni? Czy nie będę wpływać mimowolnie na ich decyzje i próbować nakłonić ich do zmiany swoich planów?
Często myślę o tym, jak zareagowałabym, gdyby oznajmili mi za jakiś czas, że woleliby jednak mieszkać z PT. Że to ze mną chcieliby spędzać tylko weekendy, i przyjeżdżać na tygodniowe mini wakacje raz na miesiąc.
Pękło by mi serce – wiem to już teraz, gdy o tym myślę. I na dzień dzisiejszy wiem też, że mimo wielkiej tęsknoty, a nawet pewnego rodzaju poczucia zdrady, pozwoliłabym im pójść taką drogą, jaką by sobie wybrali. Nie tylko jeśli chodzi o życie w rodzinie, ale również o przyszłość dotyczącą wyboru zawodu, szkoły, czy wyznania.

Kocham moje Dzieci, i chcę dla Nich jak najlepiej, ale NIE ZABRONIĘ IM ZMIAN. Nie powiem stop, kiedy zdecydują, że zamiast iść na studia wolą zaraz po szkole średniej zacząć pracę – nawet za granicą. Nie będę odradzać małżeństwa, kiedy spotkają ukochaną osobę – choć sama już nigdy bym się na to nie zdecydowała. Napiszę usprawiedliwienie, jeśli pójdą na wagary i mi o tym powiedzą. A kiedy dostaną od życia wielkiego kopa, to nie będę ich umoralniać i nie stwierdzę “a nie mówiłam”, tylko otrę łzy z policzków, mocno przytulę i oznajmię, że nic w życiu nie dzieje się bez przyczyny, i ludzie zawsze uczą się na błędach.

Taką właśnie Mamą jestem, i bardzo chcę nią pozostać, bo nie ważne którą drogą pójdą moje Dzieci, ważne, żeby byli szczęśliwi!

Udostępnij: