Wszystko i nic

Skurcze porodowe – mój drugi poród był inny

Druga ciąża była znacznie bardziej świadoma.. Wiedziałam jak będzie się zmieniało moje ciało.. Kiedy mogę spodziewać się pierwszych ruchów,  poznać płeć Bąka.. Sam poród też był całkiem INNY.. Miałam normalne skurcze porodowe, a nie tylko bóle krzyżowe. Wszystko było inaczej. A ja nie bałam się wcale.

skurcze porodowe

Nie byłam przygotowana na informację  o ciąży..

Tak, marzyłam zawsze o dwójce, lub trójce Bąków ( CHŁOPCÓW).. ale nie byłam jeszcze na to gotowa..
Mimo to – stało się.. Test pokazał dwie kreski, choć ta druga była tak blada, że nie byłam do końca pewna jego “prawdziwości”.. Nie zrobiłam drugiego.. Może dlatego, że chciałam wierzyć, że to taki “myk”.. Że test za szwankował, że ta niewidoczna kreseczka jest tylko wytworem mojej wyobraźni.
Zarejestrowałam się jednak na wizytę u Pani Ginekolog.. i czekałam na nią cierpliwie.. Aż wreszcie.. pewnego ciepłego, letniego dnia  poczułam się dziwnie. Przysiadłam na krzesło, zrobiło mi się słabo.. A później takie parcie na pęcherz i wizyta w toalecie..

O jessuu!!! KREW!

Ogromne ilości krwi zaczęły się ze mnie wylewać.. I wtedy właśnie dotarło do mnie, że najprawdopodobniej jednak jestem w ciąży.. Że noszę pod sercem Dziecko, które mogę stracić.. Pokochałam je w tamtym momencie najmocniej jak się da i rozpoczęłam walkę, o każdy kolejny dzień..

W trakcie ginekologicznego badania dowiedziałam się, że mój brzuszek zamieszkuje silny, maleńki człowieczek, którego serduszko puka rytmicznie już od kilku tygodni.. Ale ten swój “dom” dzieli z wielkim krwiakiem, który jest zagrożeniem zarówno dla Niego, jak i dla mnie..

Leki podtrzymujące ciąże..

Poducha i kocyk.. to zalecenie mojego lekarza. Bałam się.. Bo przecież Mikula miał zaledwie rok.. Wciąż prosił, żeby wziąć go na ręce, biegać za nim i robić tysiące innych, niewskazanych dla mnie w tamtym czasie rzeczy.
Ale daliśmy radę:) z pomocą Rodziny “wyleżałam” tego krwiaka, który wchłonął się samoistnie a po połowie ciąży mogłam już funkcjonować zupełnie normalnie..

Brzuch rósł..

Ojjjj jak on rósł.. i ja rosłam 🙂 Przenosiłam ciążę o całe dwa tygodnie aż wreszcie.. 26 kwietnia 2012 roku wysłałam smsa do mojej Kuzyneczki:

“Magda.. dzisiaj mam wizytę u ginekologa, więc popołudniu Tobie potwierdzę.. ale wydaje mi się, że to będzie dziś.. brzuch trochę się napina, i to dziwne uczucie  w kręgosłupie też jest – jak ostatnio”.

Byłyśmy z Madzią umówione, że gdy zacznę rodzić, ona spakuje manatki i przyjedzie do PT i Mikołaja – wiedząc, że ktoś się nimi “zajmie” byłam spokojniejsza;)

Oczywiście PT nic nie powiedziałam.. pojechaliśmy normalnie na umówioną wizytę chociaż skurcze porodowe były już dość nie przyjemne.. Jak tylko weszłam do gabinetu Pani Doktor stwierdziła “ooo… już coś się dzieje”.. Byłam uśmiechnięta, ale podobno wyglądałam INACZEJ;)

Krótkie badanie.. Rozwarcie na 4 cm..
“A Pani czuje jakieś skurcze porodowe? Bo nic po Pani nie widać”

No czułam, czułam, ale co się miałam z tym afiszować;)

Miałam się spakować, załatwić swoje sprawy, i stawić się wieczorem w szpitalu.. tak koło 22;) jak Miko zaśnie.. Bo skoro – jak stwierdziła – jestem taka wytrzymała, to wcześniej nie ma co do szpitala przyjeżdżać..
Zadzwoniłam więc do Madzi potwierdzając przypuszczenia. No i za dwie godziny dotarła do Kościana.. A ja w tym czasie, zrobiłam jeszcze Chłopakom zakupy w TESCO, trzymając się półek w najtrudniejszych momentach;) Później zaliczyliśmy lody – na wydechu.. ufff… a na dworzec dotarłam już chyba z pełnym rozwarciem:) Tak.. czułam to.. oj czułam… I nie doczekałam tej 22.. pojechaliśmy prosto do szpitala – bez rzeczy..

A Oni wrócili.. wykąpać Bąka.. zjeść kolację.. Za to Matula na szybkie ktg, wywiad z położną.. a kiedy “dopadł” do mnie lekarz stwierdził, że nie ma na co czekać, bo głowa już na wierzchu:):)

Skurcze porodowe niby dały popalić

Ale były naprawdę znośne. Kiedy usiadłam na fotelu w porodówce skurcze porodowe się skończyły 😀 za to ciśnienie podskoczyło tak bardzo, że podłączono mi kroplówkę na zbicie.. siedziałam sobie tam.. żartowałam z pielęgniarkami i czułam się CUDOWNIE..
Zadziwione były sytuacją.. ja z resztą też.. ale bałam się trochę – kleszczy.. Bo chociaż tym razem miałam normalne skurcze porodowe  ( poprzednio tylko bóle krzyżowe) to jednak byłam przekonana, że tym razem też nie doświadczę bóli partych. Pocieszono mnie, że jak ciśnienie spadnie, podadzą mi oxy… Ale nie było trzeba:) Poczułam dziwny ucisk … i przy drugim partym Feli wyskoczył na świat:)

Mały, wrzeszczący, owłosiony czarnymi kłaczkami i.. MÓJ:) Nie potrzebowałam do szczęścia już NIC WIĘCEJ:) No… chociaż na drugi dzień zaczęłam okrutnie tęsknić za Mikulą:) W każdym razie.. jak widać… przerażające historie o porodach nie koniecznie muszą dotyczyć każdej z nas:) A Wy.. jak wspominacie swoje porody?:) Czy też uważacie, że drugi poród jest zawsze inny? I bardziej świadomy?

Udostępnij: