Bez kategorii

Żeby szczęśliwym być.. ;)

Pewien człowiek, który był wciąż smutny i nie potrafił
odnaleźć w życiu radości, usłyszał podczas przechadzki w parku
śpiewającego cudnie ptaka:

     – Zazdroszczę Ci – powiedział, stanąwszy pod drzewem – Musisz być
bardzo szczęśliwy, skoro tak pięknie wyśpiewujesz swoją radość.

      – Ale ja nie dlatego śpiewam, że jestem szczęśliwy – odpowiedział ptak. – Jestem szczęśliwy, dlatego że śpiewam. 

 
Przypadkiem trafiłam na tych kilka słów wczoraj – kiedy to ktoś znów wyprowadził mnie z równowagi.. Buduję “nowy dom”.  A jedyny mój cel, jaki chcę osiągnąć, to właśnie to SZCZĘŚCIE.. Brzmi kolorowo… bo jako minimalistka w każdym calu zadowolę się nawet tym ptasim śpiewem.. Nie straszna mi samotność – bo przecież nigdy nie jestem sama. Nie brak mi męskiej ręki – bo wszystkiego można się nauczyć:) Mimo to, czasami na chwilę zapominam o tym, co już udało mi się osiągnąć.. a dziś mówię sobie  – BASTA:) obmyślam plan doskonały, który to pozwoli mi CODZIENNIE, choć przez chwilę , poczuć się szczęśliwą 🙂

Uwierz, że jesteś kimś!

Wiecie, że nawet kiedy myję zęby, nie spoglądam na siebie w lustrze?:) No… serio… robię to dosłownie przelotem.. w jednej dłoni trzymając szczoteczkę, a drugą wkładając pranie do kosza na bieliznę:)
Gdy obserwowaliśmy dziś przez okno z Lilipiakiem odśnieżających auta ludzi, udało mi się zrobić kilka zdjęć – w bezruchu ( a to cud nad cudami).. Zerknęłam na te Jego ogromne oczęta i pomyślałam – masz coś ze mnie Smyku:)
Lubiłam swoje oczy – zawsze:) długie rzęsy i brwi, których NIGDY nie musiałam regulować:) Poszłam do tej łazienki jeszcze raz.. stanęłam przed lustrem i co się okazało? Że oczy, są dalej na swoim miejscu;) Tak samo Lilipiakowe jak przed laty:) I wciąż potrafią się “śmiać”, kiedy się uśmiechnę..
Wprawdzie czerń włosów przeszywają już “białe nitki” , ale to wciąż ja.. ta sama.. z wolą walki i nadzieją na lepsze jutro..
I wiecie, że lepiej mi się zrobiło kiedy tak na siebie popatrzyłam?:) Dzisiaj jestem tutaj, za miesiąc mogę być tam, gdzie dusza zapragnie.. Dziś noszę spodnie o rozmiar większe niż przed ciążą, za kilka tygodni mogę ważyć mniej, niż kiedykolwiek.. W tej chwili mogę być słaba, ale kiedy tylko zechcę – moja siła powali każdego. I to szczęście… jestem smutna.. ale słyszę z kuchni “Musia… jeteś?? Musia oć.. Lilip kocha” i na twarzy pojawia się uśmiech.. czy to jest szczęście? JEST.. może nie takie “na pełen etat” ale w tych czasach każda fucha jest dobra;)
Planuję więc to szczęście rozwijać.. Spoglądać częściej na swoje odbicie i uśmiechać się do niego.. Głupie? Eee tam.. Podnieście no tyłki do góry… lećcie do łazienki i stańcie przed lustrem.. a teraz pomyślcie o czymś przyjemnym i uśmiechnijcie się.. same, do siebie.. i co? nie jest Wam lżej na sercu?:) Bo mi jest:)

Za marzenia jeszcze nikt nikogo nie ukarał..

Uwielbiam taką chwilę… wytchnienia… często jest to czas dopiero po północy. Kiedy Smyki słodko śpią, a ja skończę to, co zostało mi zlecone..Zabawne, bo ZAWSZE wiem, co kupię “za który tekst”:)
(Kilka dni temu byłam  z Rodzicami w markecie.. Mamcia zapytała mnie ” a może kupimy to Chłopcom na Gwiazdkę? Zobaczysz ile to kosztuje?” Zerknęłam.. powiedziałam” 20 tekstów i będzie ich”:) )

Chciałam moim Smykom pokazać świat.. Oj bardzo chciałam, i od zawsze.. ciułałam grosik do grosza, kiedy jeszcze byliśmy z Panem Tatą, i jak dziwnie moje oszczędności gdzieś nie zaginęły – w okolicznościach nikomu (?) nie znanych, to były wakacje:)
Były góry:

i morze było:

i wspomnień tyyyyle, że zapisuję je skrzętnie na dysku mojej pamięci i nie zamierzam “wciskać delete”.

A kiedy już jest ta chwila wytchnienia.. marzę sobie o tym, jak to Im kiedyś pokażę te skaliste Wybrzeża Malty, polecimy balonem, popłyniemy w rejs… a i samolotem gdzieś poszybujemy.. Zobaczymy słonia – na wolności, nie w zoo.. Usiądziemy na wielbłądzie..
A później wrócimy – do NASZEGO DOMU.. Będzie maleńki.. ale z kominkiem… Zawsze będzie w nim pachniało drożdżowym ciastem a przed Świętami… o kurcze… no dobra… schodzimy na ziemię:) PIERNICZKI:) Przecież jeszcze ich nie upiekliśmy:)
Zrobimy swoje, i znów zaczniemy pisać “bajkę”;) Czasami leżymy sobie na dywanie, i patrzymy w sufit..
-Mamusiu.. a te słonie.. to one nam nic nie zrobią?
– Ee… gdzie tam… Pojedziemy tam, gdzie nawet słonie są przyjazne.. Pogłaszczemy jednego po trąbie, a on zadowolony zabierze nas na wycieczkę na swoim grzbiecie
– Biecie! Musia ja ciem.. jechać ciałem
– Pojedziemy Filipku.. jeszcze troszkę… i małpki zobaczymy.. i wielbłądy…
– i co, i co jeszcze?
– WSZYSTKO, co tylko zechcecie 🙂

I marzą te moje Bąki:) coraz więcej:)  A ja tylko mówię : jak się czegoś mocno chce… i stale o tym myśli, to w końcu to do nas przyjdzie:) Także, Matule Kochane.. MOC POZYTYWNEGO MYŚLENIA.. a gdybym i ja kiedyś “zaniemogła” to kopnijcie mnie w te moje cztery litery, żebym się opamiętała;)

O mocy przyjaźni i obecności Rodziny dłuższych wywodów snuć nie zamierzam – bo to przecież OCZYWISTA OCZYWISTOŚĆ:) są oni – jest chwila szczęścia;)

Udostępnij: