Drobiowe kotleciki w wydaniu imieninowym i słów kilka o tym, jak jemy;)

Kiedy nie mam pomysłu na ciepły posiłek, sięgam zwykle po pierś z kurczaka.. Zawsze coś z niej można stworzyć – smacznego, i innego niż dotychczas. Zapiekanka, roladka, tradycyjny kotlet… Chłopaki przepadają za domowym kebabem – chociaż to bardziej gyros, i najczęściej w formie sałatki. Ale ulubiona nasza “kurczakowa wariacja”;) wymaga trochę więcej pracy niż wytaplanie w jajcu i oblepienie bułką tartą:) Mimo to – WARTO!
Jeśli chcecie te kotleciki przygotować na dziś – odpada… trzeba zetrzeć, pokroić, wymieszać , i odstawić do lodówki na dobę.. także jeżeli nie macie pomysłu na jutrzejszy obiad – CZYTAĆ:) a jutro smażyć i się delektować;)
Kartkę brać , i pisać:)
Do warzywniaka po:
seler
por
marchewkę
do mięsnego po
0,5 kg piersi kurczaka
a później napad na kurę – bo 4 jaja musi sprezentować
W szufladzie poszukać 2 lyżki mąki ziemniaczanej, a w szafie 4 łyżki oleju.
No i przypraw- do smaku – nie może zabraknąć.
Zasada jest taka, że na każde pół kg piersi, dajemy tyle samo warzyw. Ale ja wrzucam więcej – jest “lżej” i smaczniej:)
Kuraka kroimy w kosteczkę – drobną ( nigdy nie mam do tego cierpliwości:))
Warzywka na grubej tarce… Wszystko do michy, mieszamy, i do lodówy na 24 godziny ( może być i 12 ale im dłużej, tym lepiej )
Zaskoczeni będziecie pewnie ilością “soku”.. To dobrze, że jest.. bo razem z tym “soczkiem” nakładamy wszystko na patelnię, robiąc na niej średniej wielkości kleksy.. Powstaną nam placuszki, podobne do kotlecików.. Ale pyszniejsze milion razy:)
Kto ma ochotę, niech spróbuje.. a ja SMACZNEGO ŻYCZĘ:)
………………………………………………………………………………………………………………………………..
A jak u nas wyglądają posiłki? Ojjj różnie to bywa;) Czasami Chłopcy mają taki apetyt- że zjedliby konia z kopytami – szczególnie w łóżku, po kąpieli;) Bo każdy sposób jest dobry, żeby choć przez chwilę przeciągnąć sobie dzień.
Innym razem biegam za Nimi z widelcem lub łyżeczką i próbuję wcisnąć im choć kęs- bawiąc się w samoloty;) Rzadko działa.. i zwykle odpuszczam… Nie wmuszam, nie daję nic… dopóki sami nie powiedzą :Mamusiu, jeśtem baldzio głodny. Fil też wtóruje : godny… oć.. jeść ciałem.
Nie jedzą w biegu , ale też nie celebrujemy specjalnie posiłków. Kiedy siadamy wspólnie przy stole zajadają grzecznie to, co mają na talerzu. W ruch idzie widelec, łyżka, nawet co nieco już nożem “zmajstrują”.. Ale po kilku chwilach groszki “skaczą” z łyżeczek, smarują się nawzajem ketchupem a makaron ląduje na podłodze albo…. zahaczy o ścianę.. Mimo to – pozwalam… od samego początku zezwalam na zabawę jedzeniem. Na próby odnalezienia drogi do usteczek, i paćkanie po stoliku tym, co mają na talerzu.
Dzięki temu, że podjęłam pewnego rodzaju ryzyko;) potrafią obsłużyć się sami:) i wiedzą od lat, do czego służą sztućce.. chociaż i tak WOLĄ JEŚĆ PALUSZKAMI:)
A jak jest z Waszymi Maluchami? Od dawna jedzą same? czy dalej biegacie za Nimi z łyżeczką?;)