Bez kategorii

Business is business.. nawet, jeśli TYLKO okazjonalny;)

Wyobraźnia studenta, któremu wiecznie na coś brakuje nie zna granic.. Rozruszać trzeba swoje szare komórki i obmyślić PLAN DOSKONAŁY.. Taki, który pozwoli dorobić do skromnego budżetu, a przed Świętami zakupić caaałyyy wór prezentów. Bo przecież KAŻDY z nas lubi być Świętym Mikołajem 🙂

Nie masz zobowiązań, chcesz dorobić trochę grosza i JESTEŚ STUDENTEM? Człowieku.. Twoje pieniądze “leżą na ulicy”..

W zasadzie można by odebrać te słowa dosłownie, bo sama zarobiłam pierwszą, studencką kasę rozdając ulotki.. NUDNA to była robota… OBRZYDLIWIE monotonna.. motywacja była zbyt mała, bym długo na tym “stanowisku” wytrwała. ale… branży;) nie zmieniłam;) postanowiłam zadziałać bardziej pożytecznie i rozdawanie, zamieniłam na roznoszenie.. poznańskie wieżowce, wysokie bloki.. no tak tak, była winda;) ale ja wdrapywałam się na schody piętro po piętrze.. po dwóch tygodniach byłam bogatsza o 600 zł i lżejsza o 5 kg;)

Później, załapałam się do teamu McDonald’a.. i co? I wróciły 4 z 5 kg;) Nie zagrzałam tam miejsca zbyt długo.. to nie moja bajka.. tuż przed Świętami obczaiłam w prasie ogłoszenie .. sprzedaż.. hmmm – to lubię. bo i kontakt z ludźmi, i cudowności tyle.. Bombki – i ozdoby wszelakie..w dodatku (z)ręczna robota..

Wkręciłam się… występowałam codziennie jako “Śnieżynka” , co by się wpasować w marketowe dekoracje;) Kiedy zajmowałam stanowisko, NIKT nie odchodził od niego z pustymi rękoma. Mogłabym tak wiecznie:) niestety świąteczne cudowności to biznes wyłącznie okazjonalny…

Któregoś dnia przyszedł do mnie Radzik ( kto nie kojarzy, niech zajrzy TUTAJ—>KLIK)

– No , Monia… Śnieżynka pierwsza klasa .. i gadane masz – każdego wokół palca okręcisz..
– Oj nie przesadzaj.. takie mam zadanie;) im więcej sprzedam, tym więcej dostanę.
– Ty… a prezenty to już wszystkie masz?
– Gdzie tam.. Mój Chrześniak w tym roku ostro zarządził.. wciskam Mu wiecznie te bajeczki o istnieniu Świętego Mikołaja bo chcę, żeby wierzył. U nich w domu się nie przelewa.. brakuje na coś wiecznie.. ale list napisał.. namalował w sumie
– No.. domyślam się, że dłuższy niż rolka papieru toaletowego?;)
 – Nie no.. aż tak długi to nie jest.. ale na bogato… Królik ma być.. sam króliczek – taniocha- ale klatka i wyposażanie.. brr… standardowo dorysował też jakieś klocki .. zawsze kupowałam Mu Lego, więc mieszać nie mogę i..
– Dobra, cicho już:) Boże , z Babami… jak się rozgadają… Mam romans do Ciebie..
– Że jak?:)
– No pomysł na miarę Dobromiła 😉 Słuchaj.. potrzebuję Śnieżynki.. Ty już przeszkolona w tym temacie, strój masz – bomba. nic więcej nie trzeba. Czasem coś powiesz, wyciągniesz coś z worka , ale generalnie to masz po prostu BYĆ.. ok?

Jak Radzik prosi, to się nie odmawia:) tym bardziej, że maksymalnie zadziałał na moją wyobraźnię i w sumie obiecał łatwą kasę, bo miał być podział :pół na pół.
Plan był taki: On przebiera się za Świętego Pana, ja za Śnieżynkę, i lecimy od domu do domu, rozdawać prezenty. “Klienci” byli bo jak się okazało, Radzik planował to przedsięwzięcie już od miesiąca. Ogłaszał się gdzie popadło a na trzy dni przed Mikołajkami dzień był WYPEŁNIONY po brzegi wizytami w przeróżnych domach i kiedy odbierał kolejny telefon musiał odmawiać.
Pięć dych na łebka od jednej wizyty… mieliśmy ich 10- nieźle, co? 

Nie miałam pojęcia jakie szychy sobie żyją w Poznaniu;) Wieelkie domy- wille w zasadzie. Basen , fontanna, a przy bramie PSISKO – nie no, ja kocham zwierzęta.. ale jak zaraz przy wejściu warknie na Ciebie psina większa niż Ty sama, to masz ochotę odwrócić się na pięcie i wyjść..
I oby to tylko ta psina warczała.. ehh…

Staraliśmy się z Radzikiem, żeby było fajnie.. Dzieć siadał na kolana, powiedział to i owo, zaśpiewał coś czasem, wierszyk recytował.. A i Śnieżynka w nie jednym domu dała popis swoich wokalnych umiejętności… Czasem zostaliśmy dłużej, niż planowaliśmy. Bo Dzieciaki słodkie, chłonęły każdą chwilę dziękując uśmiechem. Bo Tatuś nigdy się z nami tak nie bawi, a Mamusi stale nie ma w domu – serce się kraje. W prezencie nowa konsola, komputer, droga zabawka… a magii zero, bo uczucia brakuje…

Radzik serducho ma wielkie, na Mikołaja w sam raz pasuje.. tylko .. te gabaryty;) cóż no, już wtedy to ja bardziej Mikołaja przypominałam, a on sexi Śnieżynkę;) no ale robił swoje.. wskoczył Bąk na kolana i tuli się do Niego , mruczy coś pod nosem..

– Mikołaj.. a cio Ty taki chudy jeśteś?
Zatkało Go. Śnieżynka rusza więc na pomoc
– a bo Wiesz Kochanie.. Święty Mikołaj tyyyyleeee domów odwiedza co roku, że nieźle się przy tym umęczy.. a widzisz no… ostatnio sanie nawaliły, i na pieszo chodzimy.. schudło Mu się.
– eee.. ja wiem cio źlobić, zieby źnowu miał bziusiek.. piwo pić.. Sieljo.. Mama to ziawsie mówi to Taty, zie jak będzie pił tyle piwa to będzie miał bziuch jak Mikołaj.

Wiele było taki “akcji”:) Ubaw po pachy 🙂 Wychodzić się nie chciało.. No ale zbliżała się pora mojej zmiany, i trzeba było wracać do pracy..
-Monia.. czekaj.. jeszcze chwilę.. pójdziemy w jeszcze jedno miejsce, ok?
– no dobra.. zdążymy

Pojechaliśmy.. jak się okazało Radzik był nieźle zabezpieczony.. bagażnik PEŁEN prezentów.. nie powiedział gdzie się wybieramy.. obiecał tylko, że tym razem MAGIA BĘDZIE.. i nikt “nie warknie”… Miał rację..

Kamienica… obdarta zupełnie.. zdarza się – pomyślałam.. Często z zewnątrz dom  wygląda nie specjalnie , a w środku odszykowany… Mimo to.. coś przeczuwałam.. w końcu różnił się bardzo od tych, które odwiedziliśmy wcześniej..
Wdrapaliśmy się z trudem na trzecie piętro .. właściwie – poddasze.. zapukaliśmy.. usłyszałam rozradowany głosik jakiegoś Dzieciaczka:
– Mamusiu , Mamusiu.. chyba już jest… chodź szybko,  chodź…

Weszliśmy do środka.. Jeden, niewielki pokoik.. niewiele mebli, dywan na podłodze.. w kącie łóżko, na którym leży Chłopiec, podłączony do jakiejś maszyny.. rurka .. ehhh .. Malutki:( na oko ze dwa latka.. coś mnie ścisnęło w gardle.. wkoło nas biega rezolutna Dziewczynka – Malwinka.. 4ro latka.. rozradowana – szczęśliwa.. po prostu..

chwyciła nas za ręce i zaprowadziła do stołu.. usiedliśmy. przyniosła po kubku herbaty i ciasteczko  – przedzielone na pół..

– proszę. Wiem,że Mikołaj wolałby mleczko, ale już nie mamy:( Upiekliśmy też z Mamusią ciasteczka, ale kończyła się Mąka, wystarczyło tylko na 4.. Kamilek nie może jeść ciasteczek. zjedliśmy po jednym z Rodzicami , a to zostawiłam dla Ciebie , Mikołaju kochany.. nie wiedziałam, że ktoś z Tobą przyjdzie..

To było najpyszniejsze ciastko świata.. a herbaty NIE PIŁAM.. zrezygnowałam z tego napoju kilka lat wcześniej, i nie tknęłam . Ot taki wymysł. Tym razem.. nie odmówiłam.. teraz, nie potrafię się bez niej obejść:)

Ktoś dzwoni do drzwi..

– o, Tatuś znowu klucza nie zabrał…
Kobieta po trzydziestce otworzyła . Przyszedł On… przywitał się.. w oczach miał łzy.. Cały dzień zbierał puszki i papier.. sprzedał – mógł przynieść Dzieciom chleb..

Potrzebowali blendera.. Kamilek nie mógł jeść stałych posiłków. Wciąż brakowało na pieluchy, nie mówiąc już o najbardziej codziennych potrzebach.

Był blender.. i zapas pieluszek.. i radyjko dla Malwinki, która uwielbiała muzykę. Chciała grać na flecie.. I o to Mikołaj się postarał.. Przyniósł też mnóstwo smakołyków, które zapełniły później wigilijny stół..

Tyle ciepła.. radości… szczerego uśmiechu.. uścisków, chichrańcy i nadziei… Tak.. po tej wizycie wiedziałam, że odwaliliśmy KAWAŁ DOBREJ ROBOTY..
Nie pytałam skąd “wytrzasnął ” tą Rodzinę.. Najważniejsze, że ją odnalazł:)  Podzieliliśmy się kosztami prezentów dla Nich – wystarczyło jeszcze i na klocki, i na królika:) A ja, bogatsza o kolejne doświadczenie poczułam, że mam wielkie szczęście.. Tak jak ta Rodzina… która mimo, iż posiada niewiele.. tak naprawdę MA WSZYSTKO:)

Udostępnij: