Ratujmy Mikołaja – świąteczny KIT wszechczasów! O!

Bo Święta to czas, w którym cofamy się do naszego dzieciństwa.. tak zaczyna się rozreklamowana na maksa – podobno- najlepsza baja świąteczna w tym roku. PODOBNO też komedia, w dodatku FAMILIJNA i – UWAGA – bez ograniczeń wiekowych. Sraty Taty gacie w kraty i pies im mordę lizał!
Chociaż tutaj to raczej Renifer i Bernard od reniferowych bobków – BOMBA..i kinowy KIT WSZECHCZASÓW.
Czasem coś mi spada z nieba;) Tak jak bilety, na “czadową” baję, która miała być punktem kulminacyjnym poszukiwania oznak zbliżających się wielkimi krokami Świąt..
Reklama za reklamą.. multum plakatów na mieście, telewizją też zawładnął Elf Bernard od kozich (ekhm to znaczy reniferowych) bobków. Zajawki takie se… ale kurna chata.. no śpiewają tu i ówdzie, że baja niczego sobie, więc skoro już te bilety z nieba spadły (uśmiech w stronę tajemniczego, Św. Pana;)) postanowiłam , że Mikulę zabiorę..
No wiem, wiem.. odwagą to mój Bąk nie grzeszy;) Bo skoro podskakuje ze strachu na bajeczkach z MiniMini nie mogłam się spodziewać rewelacji i tym razem.. ale- zaryzykowałam..
I wiecie co? MASAKRA:) początek obiecujący.. Miko nawet się wciągnął.. Kilka fajnych słów , i nastrój się tworzył.. a później już wkroczył Berni… Ło Matko Kochana.. się zaczęło;)
Spodobał mi się nawet.. całkiem przyjazny gość – hmm… tak sobie pomyślałam, że przypomina mnie:D urodą nie grzeszy, nie zawsze wszystko mu się w życiu udaje ale wie, że każdy MA SWOJĄ SZANSĘ:) ja też w to wierzę..
Do momentu spotkania Mikołaja i Berniego w jakże dostojnym miejscu pracy ów Skrzata;) koordynatora odpadów czy jak on tam się zwał, było nawet oki.. Ale kiedy Skrzacik nasz otwiera wrota “stajenki” zaczyna się “akcja”.. Wydzieranki, naparzanki… i … fabuła? jakaś tam… bo Mikołaj zaginął.. i tyle…co było później- nie wiem.. bo choć baja b.o wiekowych, to cała sala DZieciaków ( a było ich AŻ 7;) plus opiekunowie – po jednym na sztukę) mruczała co chwilę : czy to już? Możemy już wyjść? Nie chcę już tego oglądać, boję się.. albo – jakie to nuuuuudneeeeeee…. JEden Tatuś przysnął.. MAmcia wędrowała z kąta w kąt..i BEZ KITU – przez cały ten czas NIKT się nie zaśmiał.. ani pod nochalem, ani tym bardziej nie usłyszałam żadnego buhahahahahah…
Nie zdziwicie się więc chyba, że gdy mój Miko po raz ENTY prosił cichutko: “Mamuś…. plosię wyjdźmy.. obiecuję, zie ja pójdę na nóźkach całą dlogę do domku i nie powiem zie mnie bolą tylko juź idźmy ” bez większego żalu ubrałam go, i opuściłam kinową salę..
Panie Mikołaju od biletów – dziękuję Tobie OGROMNIE, że nas nimi uraczyłeś;) ale myślę, że moi Czytacze – przecudowni zresztą – o wiele lepiej poradzą sobie z odnalezieniem wszystkiego co trzeba;) ( patrz choćby konkurs Rudolfowy) niż jakieś tam skrzaty;))
Wiem, że miała być z tego MEGA recenzja.. ale mam nadzieję, że nam wybaczysz te małe wagary.. Na usprawiedliwienie dodaję, że przynajmniej Mikula nie zaliczy dziś nocnych koszmarów a ja… kurczaki.. może już za stara jestem na takie bajery?:D chyba wolę naszą tradycyjną, ponadczasową OPOWIEŚĆ WIGILIJNĄ:)