Przedszkole- pierwsze koty za płoty
Chyba mogę odetchnąć z ulgą.. Minęły trzy pierwsze dni, naszej przedszkolnej przygody. Obyło się póki co ( tfu, tfu) bez łez, żalu, wieszania na się na szyi i próśb typu “Mamusiu, zabierz mnie stąd”. Mikula- jako jeden z najdzielniejszych przedszkolaków, chętnie spotyka się ze “swoją Panią” a ja mam nadzieję, że ominie nas kryzys dnia szóstego..
Podobno tak bywa, że Dzieciaki po weekendowej przerwie, niechętnie wracają do przedszkola. Ja – póki co- jestem bardzo pozytywnie zaskoczona reakcją Mikołaja.
Pierwszego dnia, grzecznie czekał w kolejce, i chyba jako jedyny poszedł do swojej sali za rączkę, ze “swoją Panią” , podczas gdy inne Dzieci trzeba było wręcz odrywać od przeżywających histerię własnych Dzieci Mam, i Tatusiów.
Mikula zaoszczędził mi tego cyrku – za to jestem Mu MEGA wdzięczna. Spodziewałam się, że ciężej to zniesie – w końcu u Karoliny bywał niechętnie.
Jasne, że był nieco onieśmielony. I nie wiedziałam czego mam się spodziewać, kiedy już stanę pod drzwiami sali o godzinie ZERO, gdy przyjdzie czas, by Go odebrać. Ale znów mnie bardzo zadziwił. Wesoły, w podskokach wybiegł do mnie i od razu wyznał, że zjadł chętnie cały obiadek i świetnie się bawił.
Następnego dnia ochoczo wstał z łóżka przede mną i bez grymaszenia szybko się ubrał i radośnie czmychnął z mieszkania co by jak najprędzej dotrzeć do przedszkola.
Nie inaczej było też dziś. I chociaż sama byłam przerażona płaczem Dzieci, które wcześniej były najbardziej odważne, on pomaszerował dzielnie na salę nawet się nie odwracając, żeby się ze mną pożegnać. Mało tego, gdy przyszłam po Niego z Fifulcem, właściwie nas nie zauważył i sprawiał wrażenie tak zajętego zabawą, że wydawało mi się, iż chętnie by tam został na dłużej.
Cieszę się. Naprawdę BARDZO się cieszę. Jestem prze szczęśliwa, że Miko tak doskonale odnajduje się w towarzystwie rówieśników i młodszych kolegów. Wychowawczyni jest zadowolona z Jego zachowania, więc chyba nie mam się czym martwić..
Przyznam jednak, że trochę inaczej wyobrażałam sobie czas, który dzieci spędzają w przedszkolu. Dwa pierwsze dni – pogoda nas nie rozpieszczała. Deszcz lał się z nieba strumieniami, było zimno i wietrznie. Ale dziś- piękne słoneczko. I chociaż wiatr też dawał o sobie znać to.. mimo wszystko, Bąki mogły wyjść choćby na krótki spacer. NIE WYSZŁY..
Czy to normalne? Jestem nowicjuszką jeżeli chodzi o przedszkolne przygody… Może są jakieś określone “dni wyjściowe”? Chociaż trudno mi w to uwierzyć:) nie sądzicie, że to dziwne, że Dzieci spędzają cały dzień w sali?
Nie kazano nam również przynosić szczoteczek, ani pasty do zębów.. Co zdziwiło mnie podwójnie…
No i jest coś jeszcze.. ale to akurat nie wina przedszkola;) Mam wrażenie, że Mikulę, po powrocie do domu rozpiera energia! Zawsze był żywym dzieckiem, głośnym łobuziakiem ale to, co wyprawia po wyjściu z przedszkola po prostu przyprawia mnie o ból głowy – serio! Być może nie ma tam okazji się wyszaleć? Podobno jest grzeczny i cichy – w domu mu się to nie zdarza;)
Cóż no.. sama jestem ciekawa, czy coś się zmieni za kilka dni, czy tygodni. Póki co jednak, codziennie wstaje z uśmiechem na twarzy i chętnie podąża znaną drogą do przedszkola. I nawet Dziewczynę już ma- serio. Tylko.. ekhm.. nie pamięta Jej imienia.. ale czy to ważne? Najważniejsze, że ma żółte włoski..
“Jak słoneczko Mamusiu”.. No tak.. Pewnie niedługo przyjdzie mi zostać teściową;)