Bez kategorii

Święta, Święta, i po Świętach

Powiedziałabym nawet  – przeminęło z wiatrem. 😉 Chyba przyznacie mi rację, że mimo pięknego słoneczka, wiatr dawał nieźle popalić.. A Święta, jak Święta.. W domu ktoś wiecznie się kręci, ciągle trzeba wyjmować nowe naczynia i myć te wysmarowane kremami od ciast i majonezem z jajek. Odpocząć się nie dało, tym bardziej, że u nas standardowo, zdrowotne sensacje..

W wielki piątek odwiedziła nas Ciocia Ania z Rodzinką – podlinkowałabym do Jej bloga, ale chyba lepiej sobie daruję:P Ona dobrze wie dlaczego;)
No i tak spędziliśmy wspólnie ten piątkowy wieczór, a później też wielką sobotę i niedzielne przedpołudnie.
Nie chciało mi się ruszać z domu. Nie zdążyłam jeszcze nacieszyć się mieszkaniem a przyznaję, że bardzo je polubiłam.

Sobota była “szybka”. Zwiedzaliśmy trochę przydomowe tereny, później wybrałam się z Chłopcami na święcenie koszyczka. Jako, że nie było czym pomalować pisanek, skorzystaliśmy z pasteli. Mówię Wam Matule – NIGDY nie widziałam brzydszych, Wielkanocnych jajec:) Dlatego właśnie postanowiłam je w tym koszyczku skrzętnie ukryć ale jak się okazało na miejscu – były osoby, które miały bardziej hardcorowe koszyczki 😀

Mimo to jednak, koszyk powędrował pod wózek – wiało niemiłosiernie więc cały piach wylądował w jego wnętrzu i dokładnie oblepił maślanego baranka. A baranek ten zdecydowanie wolał wolność, bo w przeddzień Wielkiej soboty postanowił uciec rączek Fila, który go tulił, głaskał i całował , więc wcale się nie dziwie;) Wylądował na trawie. Na szczęście pudełko nie zupełnie się otworzyło. Mimo to jednak, po sobotniej przygodzie, baranek został spisany na straty.

A niedziela? Mało Świąteczna.. właściwie trochę na nasze życzenie. Były jajca- a i owszem, ale jakoś szczególnie się do Wielkanocnego śniadania nie przygotowaliśmy. Bo w końcu to dzień, jak co dzień – przynajmniej dla mnie.

Za to kiedy Tatko postanowił nas jednak zwinąć do swojego domu w niedzielne popołudnie, Bąki miały trochę świątecznej frajdy z poszukiwania drobnych, głównie słodkich upominków, które ukrył pod drzewkami w ogrodzie zajączek 🙂
A później… później było już tylko gorzej. Najpierw Feli z MEGA gorączką , później problemy Mikuli o których lepiej nie mówić na łamach bloga;) ( śmierdząca sprawa;))
Cośmy przeżyli nerwów, to nasze… no ale żeby nie było za mało, to dziś od godziny 9 trzęsie mnie okropnie i mam takie dreszcze, że nawet kiedy trzymam laptopa na kolanach ten podskakuje wysoko – prawie pod sufit:)

Także normalka.. i DZIEŃ jak co dzień:) a jak minęły Wasze Święta?:)

Udostępnij: